"Cieszę się, gdy przychodzą sceptycy"
Сzy może wiara być rozsądna? Co warto pamiętać w chwilach rozpaczy? Czy da się pogodzić religię z nauką? Rozmowa z Mychajłem Abakumowem - apologetą chrześciaństwa, liderem eurazjatyckiego oddziału ruchu "Rozsądna Wiara", pastorem młodzieżowym kościoła "Boże Światło" w Lublinie
Wydaje się, że rozsądna wiara to oksymoron. Jednak podzielam to. A co powiesz sceptykom? Jak wiara może być inteligentna?
- Rzeczywiście dla wielu to pytanie jest bardzo kontrowersyjne, ponieważ istnieje wiele wierzeń całkowicie irracjonalnych, jak na przykład sekty popełniające masowe samobójstwa. Dlatego wielu sceptyków wrzuca wszystko do jednego worka, wierząc, że jeśli jakiś system jest irracjonalny, to inne też. Powiedziałbym po prostu, że z chrześcijańskiego, biblijnego punktu widzenia wiara nigdy nie była rozumiana jako coś ślepego i bezpodstawnego. Na przykład pod koniec Ewangelii Jana widzimy, że Jezus mówi: „Pokazałem wam znaki, abyście uwierzyli”. A w Starym Testamencie Bóg mówi: „Przyjdź i osądźmy”. Oznacza to, że nie mówi nam, abyśmy po prostu wierzyli. Dlatego nasza międzynarodowa usługa nazywa się „Smart Faith”.Nasz założyciel, filozof William Lane Craig, zobaczył, że chrześcijaństwo ma podstawy. Dlatego powiedziałbym, że trzeba analizować każdy system osobno. Nie da się od razu powiedzieć, że wszystkie przekonania są nierozsądne. Warto sprawdzić każde stwierdzenie z osobna. Powiedziałbym również, że chrześcijaństwo ma sprawdzalne twierdzenia i chrześcijaństwo ma podstawy.
Co według Ciebie jest w dzisiejszych czasach ważniejsze – doprowadzić do wiary ateistę czy niechrześcijanina do chrześcijaństwa?
- To zależy od okoliczności. Myślę, że wielu chrześcijan ma zbyt duże oczekiwania, że wszystko wydarzy się na raz. Myślę, że nawet jeśli ateista dojdzie do faktu, że jakiś Bóg istnieje, to już jest dobrze, to już krok w stronę chrześcijaństwa. Oczywiście moim zadaniem jest doprowadzanie ludzi do chrześcijaństwa. Jednak nawet jeśli ktoś dojdzie do teizmu, jest to już dobre posunięcie. Dlatego moje zadanie jest postępowe i obejmuje wiele rzeczy. Nie mam takich oczekiwań, że wszystko pójdzie według tego samego schematu.
Wyznajesz protestantyzm. Jednak czy dobrze rozumiem, że ruch „Rozsądna Wiara” ma w swojej istocie charakter międzywyznaniowy?
- Tak, zadaniem naszej służby jest obrona chrześcijaństwa jako takiego, czyli tych zasad i fundamentów, które podzielają wszyscy tradycyjni chrześcijanie. Oczywiście są nietradycyjni chrześcijanie, tacy jak Mormoni i Świadkowie Jehowy. Trudno jednak nazwać ich chrześcijanami w rozumieniu definicji historycznej. Dlatego opowiadamy się za tym, co łączy katolików, prawosławnych i protestantów.
Czyli ruch jest chrześcijański, ale przede wszystkim światopoglądowy?
- Tak jest.
Już sama nazwa „Rozsądna Wiara” sugeruje, że wiara może być zgodna także z nauką. Które nauki i dziedziny są Twoim zdaniem najbardziej zgodne z chrześcijaństwem? Być może są też jakieś przykłady lub obiektywne dane?
- Chrześcijanie zawsze wierzyli, że istnieją dwa objawienia — ogólne (czyli to, co każdy widzi i czym się dzieli) i szczególne (Biblia, wizje itp.). A jeśli chrześcijaństwo jest prawdą, to wszystkie objawienia muszą się ze sobą zgadzać. Na przykład, gdyby Biblia mówiła, że Ziemia jest płaska, byłby to problem. Dlatego też moim zdaniem, wszystkie nauki muszą być zgodne z chrześcijaństwem, jeśli jest ono prawdziwe. Jednocześnie warto zrozumieć, że nie wszystkie nauki zajmują się kwestiami związanymi z chrześcijaństwem. Na przykład naiwnością byłoby szukać w Biblii informacji na temat mechaniki kwantowej, ponieważ Biblia nie jest książką naukową. Oznacza to, że mechanika kwantowa nie zaprzecza Biblii, ale też jej nie potwierdza, ponieważ dotyczą one różnych dziedzin.
Jednak dane naukowe potwierdzają wnioski, do których doszli chrześcijanie na przestrzeni dziejów. Na przykład chrześcijaństwo zawsze nauczało, że wszechświat miał początek i nie jest wieczny. Jednocześnie wielu myślicieli wierzyło, że wszechświat jest wieczny. Jednak dane naukowe uzyskane w XX wieku pokazały, że miało to swój początek. Idea Wielkiego Wybuchu pokazuje nam, że wszechświat w zasadzie powstał z niczego. Czyli nie chodzi nawet o to, że nauka w jakiś sposób udowadnia chrześcijaństwo, ale o to, że pomaga poprzeć pewne wnioski chrześcijan, które były już obecne w ich światopoglądzie.
Z czego Twoim zdaniem może wynikać historyczny, czasem paradoksalny antagonizm religii i nauki? Na ile był naturalny czy też odgrzewany?
- To właściwie kluczowe pytanie. Jeśli spojrzymy na historię zarówno Kościoła, jak i nauki, zobaczymy, że tak naprawdę Kościół, zwłaszcza w średniowieczu, nie był przeciwny nauce, że to jest taki wielki mit. Co więcej, w XVI i XVII wieku, kiedy zaczęła powstawać nowoczesna nauka, jej twórcy, tacy jak Galileusz, Newton, Maxwell i inni, również byli chrześcijanami. Niektórzy z nich nawet w testamencie zapisali, żeby cały ich spadek przeznaczono na walkę z ateizmem. A to są twórcy nauki.
Powstaje zatem pytanie, skąd wziął się pomysł konfliktu nauki z religią. Jeśli prześledzimy genezę, zobaczymy, że zaczyna się to w XVIII wieku, kiedy przeciwnicy religii napisali o tym książkę i zaczęli propagować tę ideę, podając jako argumenty zniekształcone przykłady. Na przykład Giordano Bruno został faktycznie spalony za heretyckie poglądy, ale przedstawono to tak, jakby za naukowe. Jeśli spojrzymy na ogólny obraz, zobaczymy, że Kościół przykładał dużą wagę do nauki i pomagał naukowcom. Dlatego pomysł ten nie ma innych podstaw niż te, które wymyślono w XVIII wieku.
To znaczy, że jednym z zadań waszego ruchu jest nie tyle pogodzenie nauki i religii, ile pokazanie, że tak naprawdę nie są one ze sobą w konflikcie i obalenie tego przekonania?
- Tak, to jeden z celów. Jednak nie chodzi tu tylko o naukę i religię, ale także o światopogląd w ogóle. My jednak naprawdę chcemy pokazać, że nauka nie zaprzecza chrześcijaństwu i odwrotnie, i dlatego wiara jest rozsądna.
Jesteś liderem eurazjatyckiego oddziału ruchu „Rozsądna Wiara”. Na Instagramie są dwa profile, z czego jeden jest w języku ukraińskim. Drugi, prowadzony w języku rosyjskim, jest właśnie kontem eurazjatyckim. Na jakie kraje rozszerzona jest działalność o profilu rosyjskojęzycznym? Czy nie chodzi tu o kraje, ale raczej o ludzi, którzy rozumieją język rosyjski, gdziekolwiek się znajdują?
- Rzeczywiście, jeśli mówimy o koncie rosyjskojęzycznym, nie jest ono przeznaczone tylko dla Rosjan, ale także dla każdego, kto mówi lub rozumie język rosyjski. Nie ma tu żadnego podłoża ideologicznego, jest jedynie pytanie, jak skuteczniej przekazać informację. Jest ono teraz bardziej dotkliwe niż wtedy, gdy konto było zakładane. Wykorzystuję go także do przekazywania informacji, m.in. Rosjanom, bo chcę, żeby oni też usłyszeli prawdę.
Bardzo trafnie zauważyłeś: „żeby Rosjanie też usłyszeli prawdę”. Wiemy, jak i dlaczego prawosławie moskiewskie zareagowało na wojnę na Ukrainie. A jak zareagowało środowisko protestanckie w Rosji?
- Trudno tu podawać jakiekolwiek statystyki. Jednak moim zdaniem większość jest albo neutralna, albo przynajmniej milcząca. Powody tego milczenia są dwie: albo skrycie (a czasem otwarcie) je popierają, albo przynależą do tzw. obozu apolitycznego, mówiąc: „dlaczego chrześcijanie mieliby rozmawiać o polityce”, „nie jesteśmy z tego świata”, „nasze życie w niebie” i tak dalej.
A jest mniejszość, która popiera Ukrainę, także otwarcie. Na przykład Jurij Sipko, były szef oddziału baptystów, który ma negatywne nastawienie i otwarcie sprzeciwia się wojnie. Z tego powodu jest teraz prześladowany: przeszukania w domu, sprawa karna.
Znam też osoby, które nie są obecne w mediach, ale są przeciwne wojnie i na szczeblu lokalnym w taki czy inny sposób się jej sprzeciwiają. Jednak takich sławnych jest bardzo niewiele. W ogóle są chyba w mniejszości.
Pochodzisz z Doniecka. Jak dobrze udaje ci się nadążać za tym, co się tam dzieje, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną intensywność wojny?
- Moi rodzice nadal tam mieszkają, więc czasami udaje mi się zdobyć informacje z pierwszej ręki. Śledzę także wiadomości, więc ogólnie jestem świadomy tego, co się tam dzieje.
Jaka jest tam teraz atmosfera? Jak bezpieczne jest przebywanie tam bez bycia prorosyjskim? A w jakiej pozycji są teraz protestanci?
- Jeśli nie jesteś prorosyjski, ale milczysz na ten temat, to da się jakoś współistnieć. Myślę, że coraz więcej ludzi nie wspiera już obecnego reżimu, ponieważ dla tych, którzy tam pozostali, wszystko staje się zbyt oczywiste. Warunki życia są trudne: ciągły ostrzał, woda dwa razy w tygodniu, ceny stale rosną, pracy jest bardzo mało. Pod wieloma względami życie tam jest obecnie na poziomie umożliwiającym przetrwanie.
Jeśli chodzi o protestantów, sytuacja jest bardzo problematyczna, ponieważ są oni związani z Ameryką. Ponadto reżim wprowadził obowiązkową ponowną rejestrację wspólnot wyznaniowych w ich organach, jeśli chciały i mogły kontynuować swoją działalność. Jednak w rzeczywistości wiele kościołów zostało już wcześniej zamkniętych, zwłaszcza baptystów czy charyzmatyków, a także Świadków Jehowy. Co więcej, nawet te kościoły, które kontynuują swoją działalność, mogą to robić tylko w swoich domach. Nie mogą wyjść i deklarować swoich chrześcijańskich przekonań. Istnieje wiele ograniczeń, a także nacisków. Na początku wojny na pełną skalę przez jakiś czas obowiązywał zakaz zgromadzeń. Teraz znowu wolno. Trudno jednak powiedzieć, jak długo będzie to możliwe, ponieważ nie ma tam wolności religijnej i ciągle wprowadzane są nowe ograniczenia.
Jeśli mówimy o przeszukaniach nie tylko pomieszczeń, ale także osób (oględziny osobiste, korespondencja przez telefon), to jak często to się zdarza?
- Zależy od osoby. Jeśli jesteś na przykład pastorem kościoła, to prawdopodobnie będzie się to zdarzać częściej, szczególnie jeśli będą co do ciebie podejrzenia. Jeśli jeździsz w ich rozumieniu „za granicę”, czyli do Rosji, a przed inwazją też na Ukrainę, też jesteś stale sprawdzany. Jeśli studiuje się, tak jak ja, w seminarium teologicznym, także pojawiają się ciągłe pytania o to, jakie to seminarium, bo nie jest ono prawosławne. To znaczy, często się to zdarza.
Jesteś nie tylko przywódcą eurazjatyckiego oddziału ruchu „Rozsądna Wiara”, ale także młodzieżowym pastorem kościoła „Światło Boże” w Lublinie. Jak i kiedy trafiłeś do Lublina? Jak powitało Cię miasto?
- Jeszcze przed wojną na pełną skalę studiowałem w Kijowie. Już wtedy znałem Jarosława Łukasika, szefa fundacji „Reformacja Wschodnioeuropejska”. Po inwazji część jego biura (zespołu) przeniosła się do Lublina. Dostarczają pomoc humanitarną i robią wiele innych rzeczy dla Ukrainy, a z Lublina dużo łatwiej jest takie działania zorganizować. Dotarłem do Niemiec. Niektórzy z moich znajomych również odeszli ze mną. Jednak w Niemczech jest mi ciężko, jest inna mentalność, poza tym bez znajomości języka nie da się tam znaleźć pracy i to było przygnębiające. Później Jarosław zaproponował mi przyjazd do Lublina, a ja się zgodziłem. Po przyjeździe uświadomiłem sobie, że czuję się tu znacznie lepiej: podobny język i mentalność, a także wielu Ukraińców. Podobał mi się ten kościół, sposób, w jaki zostałem w nim przyjęty, a także sam format. W Doniecku kościoły były przeważnie konserwatywne i zamknięte. Natomiast en kościół jest otwarty na ludzi, na komunikację i bardzo mi się to podobało. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne, i nadal tak jest.
Kiedy przyjechałeś do Lublina, byłeś już pastorem, czy zostałeś nim tutaj? Jak w ogóle trafiłeś do służby?
- Nie, nie byłem. Jednak jeszcze w Doniecku zacząłem zajmować się apologetyką, głosiłem kazania, a czasem także przeprowadzałem analizę Słowa biblijnego. Kiedy zacząłem tu chodzić do kościoła, zobaczyliśmy, że jest wiele potrzeb, a za mało ludzi. Zacząłem komunikować się i wchodzić w interakcję z pastorem, przedstawiłem mu mój projekt. Całkiem dobrze się dogadywaliśmy, więc pewnego dnia zaproponował mi poprowadzenie duszpasterstwa młodzieży, aby pomóc w jego rozwoju, na co się zgodziłem.
Kto może przyjść do waszego kościoła?
- Każdy może do nas przyjść, posłuchać, porozmawiać. Jesteśmy całkowicie otwarci na wszystkich ludzi, także wyznawców innych religii, ateistów czy agnostyków.
Jak młody człowiek może zrozumieć, że faktycznie szuka Boga?
- Szczerze spójrz w głąb siebie, bo każdy z nas ma jakieś potrzeby. Jest to jeden z takich świadomych argumentów opracowany przez Clive’a Lewisa, a przed nim przez św. Augustyna. Augustyn mówił, że w każdym z nas jest dziura wielkości Boga i dopóki jej nie wypełnisz, nie poczujesz pełnej satysfakcji z życia. Clive Lewis powiedział inaczej, że każde z naszych pragnień ma jakąś realizację: chcę jeść – po to jest jedzenie, chcę pić – po to jest woda. Jednak mam też pragnienie poszukiwań duchowych i to też musi być spełnione. Jeśli nie ma realizacji, a zamiast tego jest tylko iluzja, to pytanie brzmi, skąd to się wzięło? Dlaczego nie ma już pragnień iluzorycznych, oprócz tego jednego? Myślę, że jeśli młody człowiek zacznie się nad tym zastanawiać, to okaże się, że naprawdę istnieje szansa na spełnienie tego duchowego pragnienia.
Pytanie nieco filozoficzne. Tak czy inaczej, możemy zrozumieć, co zawiera pojęcie usługi. A co z pojęciami „misja” i „powołanie”? Co to jest i jak odróżnić jedno od drugiego?
- Zależy od kontekstu. Może być na przykład misja Kościoła i wtedy misja jest czymś wspólnym, dla ludzi o różnymi powołaniach. Jeśli jednak mówimy o osobistej misji człowieka, jest to równoznaczne z powołaniem. Znowu zależy to od kontekstu, ale myślę, że ogólnie te pojęcia są synonimami. Oznacza to, że powołanie wyraża się w wypełnieniu jakiejś misji.
Czy powołanie jest czymś, co rozumiemy, lub tym, co czujemy? Jak to rozpoznać?
- Powinny być dwie opcje. Trzeba poczuć i zrozumieć. Jak rozpoznać? Przede wszystkim musisz być szczery w swoich poszukiwaniach i chcieć to osiągnąć. Ponieważ jeśli jesteś po prostu zamknięty na poszukiwania, nie ma sensu szukać. Jeśli nie chcesz się żenić, nie ma sensu szukać żony. A po drugie, po prostu spróbuj. Na przykład w każdym kościele są pewne potrzeby i pewne możliwości. Myślę jednak, że na poziomie intuicyjnym już rozumiesz, że jesteś w tym dobry. Na przykład nie umiem śpiewać, więc nawet nie przyszło mi do głowy, żeby dołączyć do grupy uwielbienowej. Zdarza się również, że Bóg bezpośrednio mówi Ci, co masz zacząć robić.
O czym powinni pamiętać wierzący i ci, którzy nie wierzą, ale są gotowi szukać, w chwilach rozpaczy? Być może jest cytat od apologety lub bezpośrednio z Biblii, który osobiście Cię w takich momentach pociesza?
– Osobiście bardzo podobają mi się dwie księgi Starego Testamentu – Księga Hioba i Księga Koheleta. To bardzo trudne i przygnębiające książki. Księga Hioba opowiada o życiu człowieka, w którego życiu Bóg dopuścił wielkie cierpienie. Koheleta – o tym, że człowiek nie odnajdywał sensu w niczym, co było na ziemi. W chwilach próby zawsze przypominam sobie, że po pierwsze, skoro Bóg istnieje, moje cierpienie ma jakiś sens, nawet jeśli teraz go nie widzę. I to jest pocieszające, bo oznacza, że jesteś w stanie je pokonać. Bo jeśli nie ma Boga, to nie ma sensu nie tylko cierpienie, ale i nic. Dlatego powiedziałbym, że idee zawarte w tych książkach są pomocne i mogą być przydatne także dla niewierzących. Bo są tylko dwie możliwości: albo życie ma sens, albo jest pozbawione sensu. Od tego zależą wszystkie nasze inne działania. Jak mawiał Einstein: albo cudów nie ma w ogóle, albo wszystko na świecie jest cudem.
Jak poprawnie i bezpiecznie czytać Biblię? Ponieważ wszystko na świecie może być lekarstwem lub trucizną. Jak sprawić, by Biblia nie stała się trucizną?
- Myślę, że głównym powodem błędnego odczytania Biblii jest nasza duma, gdy na pierwszym miejscu stawiamy swoje zdanie. Jeśli ktoś znalazł gdzieś w Biblii jakąś szczególną prawdę, której nikt nigdy nie widział, najprawdopodobniej jest to pomyłka. Ponieważ w Biblii nie ma takich prawd, których nikt by nigdy nie poznał. Myślę, że tu potrzebna jest pokora. Jeśli chcesz poprawnie zrozumieć Biblię, musisz czytać innych autorów, słuchać innych ludzi i starać się zrozumieć kontekst. Bo to nie działa w ten sposób, że po prostu to otworzyłem, przeczytałem i „tak, rozumiem, tak myślę i to prawda”. Musisz to zbadać. Dlatego wszystkie błędy, wszystkie sekty powstają, gdy ludzie stawiają na pierwszym miejscu swoją opinię, ignorując wszystkie inne opinie. I to jest problem.
Bo jeśli ktoś sam to przeczytał, zwróci się do ojców kościoła, przeczyta różne komentarze, wtedy wyłania się bardziej obiektywny pogląd. Jeśli po prostu przeczytasz i stawiasz swoją opinię na pierwszym miejscu, to jest to problem. Podobnie działa to z nauką. Jeśli chcesz zrozumieć fizykę, czytasz i zapoznajesz się z osiągnięciami Newtona, Einsteina i innych fizyków. Bo jeśli tego nie zrobisz, jak ją zrozumiesz?
Czy istnieje zła modlitwa? A jeśli tak, to co to jest?
- W przypowieściach Salomona jest napisane, że ofiara niegodziwego jest ohydą dla Boga.Myślę, że to odzwierciedla prawdę. Na przykład Rosjanie zabijają ludzi, modląc się do Boga i wierząc, że On jest po ich stronie. To dosłownie obrzydliwość przed Bogiem, gdy występujesz przeciwko Niemu, używając Jego imienia. Z tego punktu widzenia modlitwa sprawiedliwego muzułmanina jest milsza Bogu niż modlitwa mordercy.
Czyli o poprawności modlitwy nie decyduje jej forma czy treść, ale nasze zachowanie i życie poza modlitwą?
- Modlitwa sama w sobie powinna być wyrazem miłości do Boga. To jest jak relacja rodzinna. Na przykład, jeśli zawstydzisz swoją żonę, nie będziesz się z nią komunikować. Może nawet czuć obrzydzenie do rozmowy z tobą. Podobnie jest z Bogiem. Jeśli go znieważasz, jeśli w twoim sercu nie ma miłości do Boga, to nie ma ona żadnego znaczenia. W tym przypadku jest ona znowu obrzydliwością przed Bogiem. Wszystko zależy od tego, gdzie skierowane jest nasze serce.
Kiedy i gdzie odbywają się nabożeństwa dla młodzieży w waszym kościele?
- W każdą środę o godzinie 19:00, Świętokrzyska 19A.
Czy wszyscy są mile widziani?
- Tak, zdecydowanie. Nawet cieszę się, gdy przychodzą sceptycy, ciekawie jest z nimi rozmawiać. Uwielbiam takie wyzwania.
Nabożeństwa odbywają się w każdą niedziele o 11:00 pod adresem ul. Swiętokrzyska 19A
Komentarz